To była wymarzona praca dla mnie
Branża turystyczna, fantastyczny obiekt, dynamiczny rozwój, dostałam stanowisko lidera w spa. Piękne hasła „to nasze wspólne dzieło„, „razem możemy więcej„, dałam się porwać, poświęciłam się bez miary. Moja osoba była bardzo pożądaną w firmie, powierzano mi coraz to nowe obowiązki wykraczające poza zakres obowiązków w umowie. W końcu byłam odpowiedzialna poniekąd za cały obiekt. Osoby z wyższego kierownictwa zaczęły zrzucać na mnie swoje obowiązki i w całym tym chaosie próbowałam zaradzić każdej trudności, zbierając przy tym coraz większe pretensje i wymagania.
Bez żadnych zmian w umowie ani w wynagrodzeniu…
Po pewnym czasie przyszło otrzeźwienie, że właściwie nie mam swojego życia, córka jest ciągle z babcią, w pracy wszyscy czegoś ode mnie chcą i piękna bajka zmieniła się w koszmar. Zmieniłam nastawienie, zaczęłam bardziej szanować swój czas, nie chciałam już nadgodzin, których i tak nie mogłam odebrać, a nikt mi za nie nie zapłacił. Zaczęłam stawiać warunki i w tym momencie moje akcje zaczęły pikować w dół. Przestałam być niezbędna i potrzebna, oddelegowano mnie z powrotem do mojego działu. W międzyczasie zaszłam w ciążę. Wiadomo ciąża to nie choroba, dam sobie radę, ciągle brak rąk do pracy, wezmę więcej zajęć organizacyjnych i na recepcji, a wykonywanie zabiegów rozdzielę między pracowników. Jakoś udało mi się to zorganizować.
Zapłaciłam najwyższą cenę…
Pewnego dnia koleżanka z pracy zadzwoniła, że jej nie będzie i muszę sobie bez niej poradzić. Wykonałam za nią kilka zabiegów w tym masaży i wieczorem rozbolał mnie brzuch. Na drugi dzień zaczęłam krwawić. Nie miał mnie kto zastąpić, ale w końcu tak źle się poczułam, że opuściłam stanowisko pracy zostawiając podwładnym instrukcje co maja robić i pojechałam do mojego lekarza. Gdy wróciłam z wizyty do pracy koleżanka rozpętała aferę, że wyszłam, zawiadomiła szefową.
Lekarz nie chciał mnie chyba martwić ale czułam sama, że z maja ciążą jest źle. Kolejne trzy dni były moimi wolnymi, wylądowałam w szpitalu i poroniłam. Wróciłam do pracy nic nikomu nie mówiąc, biorąc dwa dni urlopu na pozbieranie się. Dostałam cięgi od szefowej i minę zwycięzcy u koleżanki ale postanowiłam dalej robić swoje, nie przejmować się.
Ciąża skłoniła mnie i mojego partnera do przyspieszenia ślubu, po poronieniu zostaliśmy już przy wybranej przyspieszonej dacie.
Po pewnym czasie zostałam zdegradowana
Wiedziałam, że moje dni w firmie są już policzone i to był dobry moment żeby odejść ale nie zrobiłam tego. Dlaczego…? Sama nie wiem, chyba poczucie obowiązku i lojalność wobec pracodawcy nie pozwoliła mi na to. Na ślub wzięłam dwa tygodnie urlopu. Po powrocie zamiast życzeń dostałam wypowiedzenie z pracy. Jak się potem okazało z powodu domniemanej ciąży. Cóż za ironia losu….
Aneta
DODAJ KOMENTARZ