Pracowałam w dobrze prosperującej firmie w branży usług w dużym mieście. Gdy rozpoczęłam pracę miałam partnera – układało się nieźle. Byłam jedynym pracownikiem w firmie. Moim szefem była kobieta po rozwodzie. Regularnie w pracy zadawała bardzo osobiste pytania- zawsze związane z moim życiem prywatnym. Często próbowała ingerować w moje życie kąśliwymi uwagami na temat mojego partnera- sugestie, że powinnam znaleźć sobie kogoś bardziej przedsiębiorczego- co równa się pracować u niej za mniej.
Pracuj 7 dni w tygodniu, bo przecież Ty nie masz rodziny!
Chciała również bardzo zmienić mój wygląd- natarczywie namawiała mnie, bym ścięła włosy ,,na chłopaka”- wymyślając różne powody. Robiła wszystko, żebym czuła się niedowartościowana i stała się mniej atrakcyjna dla mężczyzn. Ciężko pracowałam przez cały dzień: zajmowałam się nie tylko swoim zakresem obsługi klienta, ale również recepcją, logistyką oraz marketingiem, a nawet sprzedażą sprzętu w sieci. Mimo tego, że po całym dniu miałam ochotę paść- nie mogłam, bo podwładna wymyślała coraz to nowe ,,zadania” po pracy: marketing i doszkolenia- oczywiście wszystko bezpłatnie i codziennie od 18 do późnych godzin. Pracowałam także w weekendy. Gdy odmawiałam słyszałam, że co ja mam do roboty, bo ,,przecież nie mam rodziny”.
Pracodawca śledził mnie na Facebooku
Finalnie popadłam w taki pracoholizm, że związek się rozpadł. Pracodawca nie dość, że robił przesłuchania w pracy, to poza nią regularnie przeglądał mojego Facebooka. Gdy tymczasowo zamroziłam konto, zapytał następnego dnia, dlaczego usunęłam konto.
,,Jak to bachory uprzykrzają życie”
Punkt przełomowy nastąpił, kiedy w moim życiu pojawił się mój mąż. Szybko razem zamieszkaliśmy. Gdy przyszłam do pracy z pierścionkiem zaręczynowym na palcu zostałam zmrożona spojrzeniem. Nie usłyszałam nawet gratulacji. Od tego dnia zaczęło się prawdziwe piekło. Każdego dnia przy każdej wolnej okazji szefowa karmiła mnie opowieściami ,,jak to bachory uprzykrzają życie”, ,,nie jest już tak kolorowo: tylko pieluchy i łaska męża”, że w tym zawodzie- ,,nie ma czasu na rodzinę i dzieci”.
Każdego dnia roniłam łzy, gdy to słyszałam. Po powrocie do domu to już było morze łez i bezsilność. Miałam dobrą umowę- walczyłam o nią kilka lat, zawsze byłam wzorowym pracownikiem. Niestety premie nie były ujęte na piśmie i od tego czasu stanowiły rodzaj ,,kary” za mój wybór. Gdy byłam singielką pracowałam mniej, a moja pensja potrafiła być 2x wyższa. Po zaręczynach z miesiąca na miesiąc było coraz gorzej. Wszelkie pytania dlaczego tak się dzieje były ignorowane. Zrozumiałam, że szefowa robi wszystko, żebym sama odeszła. Nie dawałam się – chciałam to wszystko wytrzymać, założyć rodzinę. Przecież to nic złego. To naturalne. Dbałam o swoją dietę i tryb życia przygotowując się na zajście w ciążę. W tym czasie zostałam znów ,,ukarana”.
Mój pracodawca mnie „karał”
Zimą w socjalu, z którego korzystałam tylko ja szefowa zakręciła kaloryfer. Codziennie na przerwie jedząc posiłek musiałam siedzieć w kurtce. Trzęsłam się z zimna tak, że kawa wylała mi się na odzież. Gdy się postawiłam – pensja znów poszła w dół. Jakoś ledwo dociągnęłam do ślubu. Czułam się na nim jak zombie, bo zamiast cieszyć się przygotowaniami konałam. Pierwszy dzień w pracy po uroczystości miałam w pracy poważną rozmowę.
Czy planuje Pani zajść w ciążę?
Szefowa zapytała mnie, kiedy chce zajść w ciążę – bo jeśli chcę, to muszę to z nią uzgodnić i mieć jej zgodę. Zamurowało mnie. Oczywiście skłamałam, że na razie nie planuję być mamą. Pracowałam już długo. Byłam świeżo po ślubie. Co miałam powiedzieć? Jak bym powiedziała, że tak od razu zostałabym zwolniona. Nie mam pojęcia, co mówić w takich sytuacjach. Stres i strach biorą górę.
Ona już szukała kogoś na moje miejsce– stażystki- udawałam, że nie słyszę rozmów telefonicznych z recepcji. Wiedziałam, że zrobi wszystko, by się mnie pozbyć. Z tygodnia na tydzień było coraz gorzej- nie mogłam w nocy spać. Potrafiłam kilka razy w tygodniu jeździć do pracy taksówką, byleby ,,nie nawalić” i nie spóźnić się. Często się zdarzało, że w pracy potajemnie przed światem wymiotowałam w toalecie. Kilka razy w tygodniu lądowałam na SOR z powodu omdleń, duszności i pulsującego bólu głowy, który powodował wymioty. Zapytana czy jestem w ciąży powiedziałam prawdę- nie byłam. Czekałam na tomografię, by wykluczyć tętniaka. Gdy tym wytłumaczyłam swój stan usłyszałam, że mam sobie kupić krople żołądkowe. W końcu lekarz zapytał mnie wtedy, ile jeszcze mam zamiar to ciągnąć. Powiedział wprost, że w takim stanie psychicznym nie zajdę w ciążę, a nawet jeśli tak się stanie, to prędzej poronię w tym stresie niż urodzę. Nie chciałam wracać do tego piekła. Wypowiedzenie wysłałam poleconym. Przegrałam.
Magda
DODAJ KOMENTARZ