Jestem technikiem farmaceutycznym, pracuję w sieciowej aptece od prawie 3 lat. Obecnie jestem w 8 miesiącu ciąży. Decyzja o posiadaniu dziecka dojrzewała we mnie długo, bo za kilka dni kończę 34 rok życia. Myślę, że każdy z nas zgodzi się z tym, że do tego potrzebna jest stabilizacja finansowa przede wszystkim. Długo nie mogłam znaleźć porządnej pracy, jeździłam za granicę, żeby zarobić, kończyłam kolejne szkoły i tak czas leciał. Aż w końcu się udało.
Mój pracodawca jest facetem mniej więcej w moim wieku, ma żonę i małe dziecko.
Aptekę ma od 5 lat. Zostałam zatrudniona praktycznie po rozmowie telefonicznej, bo z tego co się później dowiedziałam „niedobra” pracownica musiała być zwolniona natychmiastowo. Przyjechałam podpisałam umowę i poszłam na badania pracownicze no i się zaczęło. Od początku nie zważając na nic dawałam z siebie 200% . Słyszałam mnóstwo historii na temat tego, jakie to kobiety tu pracowały i jakie one były złe. No i ja naiwna, można powiedzieć wyrzekając się swojego JA za wszelką cenę starałam się, żeby być dobrym pracownikiem. Po jakimś czasie zaczęły się rozmowy na tematy nie koniecznie „pracowe”. Uważałam to za całkiem normalne, pytania o rodzinę, o partnera itd. itp. Rozmawiałam otwarcie. No i dalej się starałam, bardzo dużo zrobiłam w tej aptece. Pochodzę ze wsi, jestem człowiekiem, który jak coś widzi że jest do zrobienia, to to robi i nie trzeba go prosić, nie komentuje, nie narzekam. Wprowadziłam mnóstwo innowacji i uproszczeń, usprawniłam w dużym stopniu pracę wszystkich w aptece. Pracowałam za dwie osoby. Bo teraz jak się dowiedziałam są dwie na zastępstwo za mnie, bo nie dawali rady.
Swego czasu pracodawca zaczął wprowadzać tematy seksualne do rozmów.
Ponieważ poznał swoją żonę przez internet, to opowiadał ile to on kobiet nie miał i jakie one nie były. A przede wszystkim co robiły w seksie. Nie chciałam tego słuchać. Zmieniałam temat, ale dalej brnął w to bez końca. Mówiłam do siebie, że muszę wytrzymać, że kiedyś mu się znudzi. Z biegiem czasu, chyba dlatego, że nie reaguje na to, zaczęły się przytyki personalne, co do mojej osoby. Żyję w związku, ale bez ślubu. A on zaczął opowiadać historie typu, że ma koleżankę, która też tak żyje i że facet jej nie szanuje, bo się z nią nie żeni. Albo budujemy dom, a on że zna historię, że wygonił facet kobietę , bo to nie był jej dom. Oczywiście nie przestał opowiadać swoich zboczonych historii i obserwować mojej reakcji. Zaczęłam go szczerze nienawidzić, jednocześnie zastanawiając się dlaczego to robi. Do tego przytyki w temacie wiary, że on chodzi do kościoła co tydzień, a że osoby które nie chodzą są niemoralne. No i teksty: kobieta powinna się umalować, powinna być zadbana, mieć zrobione paznokcie u stóp i u rąk, powinna mieć długie włosy, że ja idealnie mam wszystko zrobione i żebym nie tyła bo się mężczyźni ode mnie odwrócą i cała rodzina. Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Człowiek po studiach i takie zachowanie i wnioski.
Miałam już chyba od roku umowę na czas nieokreślony, zaczęłam myśleć o ciąży, może to i przez tą całą sytuacje, a może przez to że moja siostra młodsza o dwa lata nie może już zajść w ciążę, a ja pewnie już całkiem nie będę mogła. No i zaczęliśmy próbować trwało to pół roku. Aż w końcu się udało. Przeszłam wszystkie badania potwierdzające ciążę i powiedziałam mu o tym . On -dobrze może pani iść na zwolnienie, my sobie spokojnie damy radę. A ja, że nie, dobrze się czuję.
Będę pracować do 6 miesiąca
Martwiąc się jednak i nie chcąc wpasować się w stereotyp- dowiaduje się że w ciąży i od razu na zwolnienie- postanowiłam pracować. Ponieważ był to listopad, koniec roku. Od nowego roku można było z urzędu pracy przyjąć kogoś na staż, bo nie chciałam go narażać na dodatkowe koszty. Obiecałam, że zaczekam jak weźmie nową osobę i przyuczę i dopiero pójdę na zwolnienie. Pierwsza osoba trafiła się beznadziejna, czekaliśmy na przydział na następne. 1 marca miałam wypadek samochodowy( 5 miesiąc ciąży), z winy tego drugiego kierowcy. Trafiłam do szpitala, na szczęście nic się nie stało dziecku, ani mi. Od tamtej pory jestem na zwolnieniu.
Niedawno miałam rozmowę telefoniczną z pracodawcą, po której się popłakałam
Usłyszałam, że matka z małym dzieckiem za często chodzi na zwolnienia, że nawet jak wezmę opiekunkę to i tak ona nie będzie chciała zostawać z dzieckiem chorym, żebym mamy nie ściągała z zagranicy do opieki, bo później wychowa i nie będzie miała pracy tutaj. Że owa osoba też dobrze pracuje i mnóstwo mnóstwo innych rzeczy, którymi nie dał mi do zrozumienia, że jestem już nie potrzebna. Rozmowa z nim to był jego godzinny monolog w tym temacie. Podczas gdy cała sytuacja będzie dopiero za rok. Normalnie ręce mi opadły. I śmieją się z tych tak zwanych „madek”, które siedzą, nie chcą iść do pracy, bo wolą poświęcić swój czas w całości dziecku. Ja teraz zaczynam je rozumieć, po co się stresować, tłumaczyć, narażać, wypruwać sobie flaki dosłownie, biegając do pracy, ogarniając dom, dzieci i żeby wraz usłyszeć takie coś. Mogę też zrozumieć pracodawcę, który nie ma na to pieniędzy. Ale jeśli wiem, że działalność spokojnie się utrzyma, nawet z takim pracownikiem jak ja, tylko pracodawcy się nie chce…to jest to chamstwo.
Mimo wszystko chciałabym pracować, nie wyobrażam sobie siedzenia w domu.
Milena
DODAJ KOMENTARZ