Wspierają nas

Artykuły

Dostałam umowę o pracę ale kazano mi płacić za składki ZUS

Generalnie nawet nie wiem, czy wpisuję się w kategorię tego projektu. Trafiłam tutaj dzisiaj przypadkiem i postanowiłam podzielić się swoją historią.To była, i w zasadzie jest moja pierwsza praca. Na początek pracowałam na umowie zlecenie – na umowie dochody „oficjalne” to jakieś 250 zł na rękę, nieoficjalnie fajny pieniążek.

No kto by się nie skusił?

Ja się skusiłam z racji mieszkania bez rodziców, bycia studentem który żył miesięcznie za jakieś 800 zł (z czego prawie połowa szła na akademik). Wzięłam urlop dziekański i pracowałam. Mała firma, dwóch szefów, którzy wydawali się być „do rany przyłóż”.  Na początek byłam kierowcą, później przeszłam na biuro.

Pewnego razu, przy pierwszych śniegach wpadłam w poślizg i rozwaliłam służbowy samochód

Wtedy też dowiedziałam się, że samochód nie jest odpowiednio ubezpieczony od wypadków (co mnie dziwiło w firmie stricte transportowej). Miałam za niego płacić, miałam się zastanowić co dalej, temat ucichł – co było na moją rękę, ponieważ z jednej strony nie czułam się odpowiedzialna do ponoszenia takich kosztów, z drugiej nie chciałam stracić pracy.

Po roku pracy zaszłam w ciążę.

Od razu jak się dowiedziałam poczułam chęć bycia szczerą i poszłam do szefów na rozmowę – powiedzieć od razu, jak się sprawa ma i omówić obecną sytuację. Zaproponowano mi umowę o pracę, żebym i w czasie przebywania w domu na L4 miała pieniądze na życie. Byłam w siódmym niebie. Jednak podpisanie umowy oddalano, mnie szczególnie nie oszczędzano w stanie błogosławionym.

Musiałam ciągle mówić głośno, że pewnych rzeczy już nie mogę robić.

W końcu przyszedł dzień podpisania umowy. I tu zaczęły się problemy. Wykorzystano mój strach w nowej sytuacji, strach przed utratą pracy i jednocześnie pieniędzy do życia i sprawa skończyła się następująco: umowę dostałam ale kazano mi płacić za składki ZUS.

Dalej pracowałam jak na umowie zlecenie (tj. na godziny) i liczba godzin musiała pokryć wypłatę z umowy o pracę. Ponadto – musiałam podpisać umowę pożyczki od jednego z szefów (pod przykrywką której kryje się spłata samochodu, którym miałam stłuczkę). Jak wiadomo za pierwsze 33 dni L4 płaci pracodawca – nie było problemu, wypłatę dostałam. Teraz jestem na urlopie macierzyńskim, do listopada. Umowa kończy się w połowie maja. Dostałam ostatnio rozliczenie. Coś tam pracowałam na L4, takie „dokończenie spraw” w domu. Kazano mi za to notować godziny. I wracając do rozliczenia: jestem na minusie ponad dwa tysiące złotych. W skład tej puli wchodzi spłata „pożyczki” oraz te 33 dni urlopu plus składki ZUS.

Póki co odkładam rozmowy z szefami aczkolwiek wiem, że już bliżej, jak dalej do końca umowy i najzwyczajniej w świecie boję się co dalej. Przez te doświadczenia z moją pierwszą pracą boję się również dalszych poszukiwań pracy ze względu na moją cudowną córeczkę oraz fakt, że chciałabym mieć więcej dzieci. Niestety dzieci i „wiek prokreacyjny” (nie lubię tego wyrażenia) są czynnikiem wykluczającym kobiety w środowisku pracowniczym co niezwykle boli i denerwuje.

No bo kto, jak nie matka ma tyle siły i zapału do życia i pracy?

M.

DODAJ KOMENTARZ

Dodaj komentarz

Patronaty medialne



×

Polub nas na Facebooku

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial