Każdy myśli, że jak człowiek prowadzi firmę, to zbija jakieś kokosy. Mało kto dostrzega ile czasu i wysiłku potrzeba, aby zbudować coś od podstaw. Nie jestem osobą, która otrzymała firmę w spadku, z dziada pradziada. Do wszystkiego musiałem dojść sam i tylko moja żona i rodzina wiedzą ile nerwów i nieprzespanych nocy mnie to kosztowało. Rozwijałem swoją firmę powoli, przez pierwsze lata była to jednoosobowa działalność. Stopniowo zacząłem zatrudniać pracowników, najpierw jako praca dodatkowa, potem już na pełnej umowie o pracę. Po ponad 15 latach dorobiłem się własnego dużego biura i 10 pracowników. Firma miała się całkiem nieźle i miała bardzo dobre perspektywy na przyszłość.
Potrzebowałem prawej ręki
Każdy pracownik w mojej firmie miał określone zadania i pracę. Są to raczej jednoosobowe stanowiska, ale pokrywają się z innymi w razie nieobecności, któregoś z nich. Myślę, że nikogo nie faworyzowałem, ani też nie byłem nie fair wobec innych pracowników. Każdy zgodził się na oferowane przeze mnie warunki i myślę, że są zadowoleni. Mogą pracować raz w tygodniu zdalnie (oczywiście, po wcześniejszej konsultacji), nie ma problemu aby ktoś przyszedł później czy wyszedł wcześniej coś załatwić. Myślę, że jestem całkiem dobrym pracodawcą. Z biegiem czasu, nie radziłem sobie z natłokiem bardzo ważnych obowiązków i postanowiłem poszukać managera. Myślałem o jednej z moich pracownic, która była lubiana wśród innych i miała smykałkę do pracy. Pracowała już kilka lat, utożsamiała się z firmą i wydawała mi się najlepszą kandydatką. Jednak zanim ogłosiłem, że szukam managera wylądowała w szpitalu, a później dowiedziałem się, że jest w ciąży.
Pracowała do 7 miesiąca, nie musiała ale chciała. Po porodzie wysłaliśmy jej prezenty, ode mnie dostała kopertę. Przez cały urlop macierzyński byliśmy w kontakcie. Pomagała z doskoku w ważnych projektach zdalnie, lub była czasami w firmie.
W tym czasie managerem został Tomek. Pracował trochę krócej, ale też miał ambicje i był przywiązany do firmy. Szło mu bardzo dobrze, a że po pewnym czasie poinformował mnie, że obowiązków jest tak dużo, że przydałby się jeszcze jeden manager. Rozważyłem jego propozycję i przyznałem mu rację. Niedługo Marta miała wracać do pracy po urlopie macierzyńskim, pomyślałam o niej. A potem o tym, że małe dzieci dużo chorują, że potrzebują matki. Ona jednak często wyjeżdżała służbowo. Po powrocie do pracy, nie mogłem na to pozwolić. Wiem, bo sam jestem rodzicem.
Marta wróciła do pracy miesiąc wcześniej, udało jej się załatwić żłobek. Cenię takich pracowników. Przed zaproponowaniem wyższego stanowiska, chciałem dać jej czas aby oswoiła się z nowa sytuacją. Miała zapał i wykazywała chęć pracy. Widziałem, że jest zmęczona ale dawała rade.
Przyłapałem ją jak przysypiała nad monitorem
Kilka razy widziałem, jak zasypia nad monitorem. Byłem rozczarowany i wściekły. Do tego Tomek wygadał innym, że szukam kolejnego managera i zaczął się wyścig szczurów. Każdy na każdego donosił, atmosfera uległa zmianie. Marcie udało się osiągnąć bardzo dobre wyniki w nowym projekcie. W mailu zasugerowała premie, odpisałem jej że może się jej spodziewać i nowego stanowiska.
Nowego stanowiska jednak nie otrzymała. Z każdym tygodniem było jej trudniej, była zmęczona, nie wyspana. Nie mogłem jej wysłać w delegacje, chociaż nalegała że chce pojechać. Zaczynała się mylić i robić głupie błędy. Przekładałem naszą rozmowę na później i później.
Do tego, chodziła na L4 na dziecko, zmieniała się z mężem, ale jednak jej nie było. Pracowała zdalnie, ale to nie to samo.
Nowy pracownik
Ja muszę myśleć o firmie, o tym aby zapłacić na czas pracownikom, aby zapłacić rachunki, aby zadowolić klientów. Nie wszyscy płacą w terminie, a ja muszę wypłaty robić w terminie. Wszyscy mają umowę o pracę, chodzą na zwolnienia, jeżdżą na wakacje. Nie ma ich jest mniej pracy wykonanych, ja nadal płacę tyle samo, pomimo że mniej zarabiam. Nowy pracownik nie zawsze przynosi jakiś dochód, muszę w niego zainwestować. Ale nowy pracownik to zawsze nowe pomysły, powiew świeżości. Tak zrobiłem w tym przypadku. Na kolejne stanowisko zatrudniłem nowego pracownika. Marta była zawiedziona, wiedziałem o tym. Nic nie powiedziała. Kiedyś może przyjedzie na nią taki czas. Teraz powinna cieszyć się, z roli bycia matką i tym, że ma pracę i pracodawcę który przymyka oko na to że często chodzi na L4 i przysypia w pracy.
Przedsiębiorca Marek z Łodzi
DODAJ KOMENTARZ